Co powiecie o spływach kajakowych??
Ja szczerze ich nienawidzę!! W ogóle nie czuje się pewnie w kajaku, ale za to moja rodzina to uwielbia :D
Pierwszy raz wybraliśmy się na spływ w lipcu dwa lata temu, mieliśmy takiego pecha, że głowa mała. Nie mogliśmy za bardzo zrezygnować, bo wszystko było już opłacone..
Więc pobudka o 6!!! -.- coś czego bardzo nie lubimy :P Patrzymy przez okno, a tam ściana deszczu, myślimy sobie NIE, nie idziemy, idziemy spać.. ale po chwili, dobra, może przestanie padać.. (naiwniacy). Na zbiórce staliśmy w deszczu jakieś 30 minut, zanim wszyscy znajomi się zjechali, połowa olała temat i nie przyszła ;p
No to w drogę, dojechaliśmy do miejsca docelowego (Przystań kajakowa Amazonka), podział na pary, szybkie omówienie zasad i heja.. do kajaka i wio, za 10km zbiórka.. przewidywany czas 2,5h - 3h. Myślimy sobie spoko, damy rade :D
nasza trasa |
start |
Instruktor uprzedził nas, że ta trasa jest z progiem wodnym i trzeba przenieść kajak, zapewnili, że jest obsługa i pomaga :) Faktycznie, płyniemy już jakiś czas i widzimy, że nasza trasa się kończy. Powiem Wam, przeszedł mnie taki strach, bo wyobraźcie sobie, że tam była zwykła drewniana kładka, na którą trzeba wpłynąć.. nikt z obsługi nie pomagał. I my amatorzy nagle mamy się wcelować w kładkę, dobra, to nam się udało, ale co z tego skoro ten kajak pod wpływem prądu uciekał!!!! Pomógł nam obcy człowiek, który wciągnął nam kajak. A obsługa stała i się gapiła.. Wyszliśmy, wciągnęliśmy kajak, patrzymy a tam taki niebezpieczny spad.. Nie dość, że zimno to jeszcze taka akcja :)
Przenosimy kajak i teraz tak, jak tam wejść, żeby się nie wywrócić?
Adrian się poświęcił, zdjął buty i nas popchnął po tych kamieniach.. i jakoś w locie wszedł do kajaka. Masakra..
No i meta, coś na co już czekałam z upragnieniem (NARESZCIE KONIEC TEJ MĘKI), w końcu ją widzę.. no i znów pod górę!! Jak do cholery dwie osoby mają wyjść z kajaka bez pomocy i na dodatek jak wciągnąć ten kajak?!! Z wyciągnięciem kajaka nam pomogli, ale to już po fakcie... tak zaczęliśmy kombinować, żeby wyjść, że nasz kajak się przewrócił, wpadliśmy do wody po szyje, telefony nam się utopiły (mój przeżył, Adriana nie) ;p Było zimno, deszczowo, ponuro no i w ogóle do kitu!!! Całe szczęście, że mieliśmy spodnie zapasowe i koszulkę, ale co mi to dało, skoro buty mokre, kurtka mokra, wszystko inne też :D
meta |
O tyle fajnie, że nasz autokar zabrał nas z mety, na start :) Tam mieliśmy obiad i tańce hulańce :D
Drugim razem pojechałam na spływ z Łukaszem, a mówię dobra, może za pierwszym razem aura nie była najlepsza, spróbujemy drugiego podejścia, no ale cóż ten sport nie jest dla mnie ;) Miłego dnia kochani!! :)))